czwartek, 14 sierpnia 2014

Chora Halina - czyli wiejska rzeczywistość

Muszę się z Wami podzielić tragedią, która mnie ostatnio spotkała. Zacznę od tego, że ludzie mają swoje ukochane zwierzęta, dla ludzi w miastach jest to zwykle pies czy kot, a dla mnie, z racji tego, że mieszkam na wsi jest to krowa. Niektórym może wydać się to dziwne lub śmieszne, ale ja naprawdę jestem blisko związana z łaciatą Haliną. Moja sympatia do niej zaczęła się wraz z jej przyjściem na świat, mój tata postanowił wykorzystać okazję, że na świat przychodzi nowe cielę i poprosił, bym towarzyszyła mu przy porodzie. Myślę, że moja obecność przy narodzinach Haliny miała znaczący wpływ na sympatię jaką ją obdarzyłam. Ale nie o tym chciałam. Jak już wspomniałam, spotkała mnie ostatnio tragedia, a mianowicie Halina zachorowała. Nie było wiadomo co jej jest, była bardzo osłabiona i trwało to już na tyle długo, że postanowiliśmy zadzwonić po weterynarza, który ją zbada i zapisze jakieś leki. Nie będę Wam opisywać szczegółów, sama bowiem nie do końca rozumiem język lekarski. W każdym razie na szczęście okazało się, że nic poważnego się nie dzieje, ale i tak sytuacja ta napędziła mi niezłego stracha. Lekarz przepisał mojej pupilce jakieś leki weterynaryjne na wzmocnienie jej organizmu, po których widać było, że czuje się lepiej. W krótkim czasie Halina całkiem odzyskała siły, a ja spokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz